Tatrzańskie zmagania

Tatrzańskie zmagania

Od dłuższego czasu planowaliśmy wybrać się w Tatry, aby zmierzyć się z jednym w największych polskich szczytów- Świnicą. Jak nam poszło? Zapraszam do lektury.

Ania już 2 razy wchodziła na Świnicę i znała trasę. Jednak miała dużą rezerwę do wypadu. Cały czas powtarzała, że musimy się jeszcze rozchodzić, zanim ruszymy w Tatry. Z tego powodu kilka tygodni temu wybraliśmy się w Beskid Żywiecki, a następnie w Karkonosze. Były to zupełnie różne trasy, jednak dały nam potrzebne lekcje- kondycyjne.

Plan trasy zmieniał się kilka razy, zastanawialiśmy się czy iść do Murowańca czy na Hale Kondratową i stamtąd dalej ruszać w stronę Świnicy. Ostatecznie zdecydowaliśmy, że z Kuźnic pójdziemy na Halę Kondratową. Choć jest to dalsza opcja to problematycznym był nocleg w Murowańcu. Z tego co można wyczytać na stronie schroniska nie oferują już w ogóle „podłóg” lub jak kto woli „noclegów zastępczych”, a wszystkie łóżka były już zajęte.

Z Tychów ruszyliśmy busem do Krakowa i stamtąd dalej do Zakopanego. Na miejscu byliśmy około 18:00 i od razu udało nam się złapać busik do Kuźnic. No cóż czas zmienić sandały na trapery i w drogę. Po około 70 minutach dotarliśmy do Schroniska PTTK na Hali Kondratowej. Muszę przyznać, że od razu przypadło mi do gustu. Dlaczego? Bo jest małe, kameralne i nie zadeptane. Miejsca oczywiście były zajęte i pozostawała nam podłoga, co nie było dla nas problemem. Jednak muszę przyznać, że to co miało miejsce później było naprawdę super. O 22:00 przyszła pani zameldowała nas i pomogła nam poprzestawiać stoły i umyć podłogę. Objaśniła co i jak jeśli ktoś będzie wychodził szybciej. Było to dla mnie o tyle zaskakujące, że do tej pory w większości schronisk podłoga równała się zasadzie „kto co złapie to jego”. Rano wstaliśmy, zjedliśmy śniadanie i w drogę. Kierunek Przełęcz pod Kopą Kondracką. Robiąc kilka przerw po drodze na fotografowanie doszliśmy na miejsce po ponad 2 godzinach. Zatrzymywały nas m.in. kozice, które beztrosko przeskakiwały kilka metrów od nas. Muszę przyznać, że podejście dało nam solidnie w kość. Zawsze pierwsze kilometry są najgorsze, bo trzeba się rozbudzić, rozkręcić. Jednak tutaj naprawdę mieliśmy zadyszkę. Na przełęczy chwila przerwy i obieramy kierunek Kasprowy Wierch. No to w drogę. Spokojnie przemierzając kolejne odcinki przystawaliśmy na sesje fotograficzne. Zarówno moją jak i Ani uwagę odciągała rozpościerająca się po prawej stronie Cicha Dolina. Widoki były naprawdę piękne i na pewno któryś z naszych górskich wypadów poświęcimy na tą część Tatr. Po kilku godzinach doszliśmy do Kasprowego Wierchu, gdzie połakomiliśmy się na obiad. Następnie spędziliśmy trochę czasu, a to na szczycie, a to koło kolejki i tak stwierdziliśmy, że dzisiaj nie dojdziemy już do „Piątki”. Przespaliśmy się parę godzin koło kolejki po czym skoro świt ruszyliśmy w stronę Świnicy, która była już bardzo blisko….

No może nie tak bardzo. Najpierw musieliśmy przejść przez szczyt Beskid (2012 m n.p.m.), potem Przełęcz Liliowe, postój i zebranie sił na Przełęczy Świnickiej. Później już tylko cytując Koniec Świata „jeszcze wyżej, wyżej w górę”. Zaczynamy akcję Świnica na serio. Na początku szlak wiódł zygzakiem, który nie był bardzo męczący. Następnie zaczęły się pierwsze łańcuchy. Po kilku odcinkach, na których wspomagaliśmy się łańcuchami dotarliśmy na szczyt. Widok cudowny. Piękna panorama Tatr, Doliny Gąsienicowej czy Doliny Pięciu Stawów.

Na szczycie spędziliśmy około 20 minut i postanowiliśmy schodzić. Jednym z powodów były nadciągające ciemne chmury i mgła. Na szczęście ostatecznie nas ominęły. W tej sytuacji zaczęliśmy schodzić w stronę Zawratu. Czerwony szlak prowadził nas przez wiele odcinków łańcuchowych i drabinki. Muszę przyznać, że odcinek od Zawratu na Świnicę jest dużo trudniejszy niż ze Świnicy do Świnickiej Przełęczy. W końcu po dłuższym czasie dotarliśmy do Zawratu. Kolejne miejsce warte uwagi i zobaczenia. 30 minut przerwy i dalej w trasę. Tym razem już nie czerwonym, a niebieskim szlakiem. Czemu nie czerwonym? No cóż na Orlą Perć przyjdzie jeszcze czas. Najsłynniejszy i najtrudniejszy szlak w Polsce właśnie zaczyna się na Zawracie. Po około 1,5 godziny dotarliśmy do Schroniska w Dolinie Pięciu Stawów Polskich. Najpierw solidny obiad i potem możemy odpoczywać. Postanowiliśmy wyjść na zewnątrz jednak ulewa szybko wgoniła nas do środka. Od tej pory deszcz, słońce i mgła przeplatały się nad doliną aż do następnego dnia. Rano wstaliśmy ok 7:00, zjedliśmy śniadanie i postanowiliśmy ruszać, przez Dolinę Roztoki do Palenicy Białczańskiej.

Tuż po wyjściu ze schroniska poprosiłem Anię o chwilę rozmowy, podczas której z plecaka wyjąłem małe pudełko, a z niego pierścionek zaręczynowy. Domyślacie się o co zapytałem, więc przejdę krok dalej. Odpowiedź brzmiała TAK.

Jeszcze przez chwilę staliśmy koło schroniska, po czym ruszyliśmy w stronę Palenicy. Po około 2 godzinach, w strugach deszczu doszliśmy do parkingu. Teraz już tylko busem do Zakopanego, a stamtąd PKSem do domu.

Cudowna przygoda, super widoki, świetne ujęcia i ta jedna chwila jako przypieczętowanie najlepszego wyjazdu w moim życiu.

P.S. Nigdy nie sądziłem, że oświadczę się w górach. 🙂

Pozdrawiam

Kuba

Możliwość komentowania została wyłączona.

rfwbs-sliderfwbs-sliderfwbs-sliderfwbs-slide