Delta Dunaju – raj dla fotografów
Długo zastanawiałem się jak zabrać się za tą część relacji. Po prostu ilość tematów, a przede wszystkim fotografii przerosła moja oczekiwania. Oczywiście pewien niedosyt jest, ale tylko w imię zasady, „że najlepsze zdjęcia dopiero przede mną”.
Po nocy na trasie z Bicaz ruszyliśmy w stronę Braiły. W tym miejscu zatankowaliśmy i wjechaliśmy na prom, który przetransportował nas na drugą stronę Dunaju. Od tego momentu byliśmy już na delcie. Postanowiliśmy zatrzymać się w Tulczy na obiad i postawiliśmy na lokalną kuchnię. Jedna z knajpek przy głównej ulicy zaserwowała nam tutejszy specjał, czyli mamałygę z sadzonym jajkiem, duszonym mięsem i całość obsypana tartym serem. Muszę przyznać, że takie danie bardzo mi smakowało i było w przystępnej cenie, ponieważ zapłaciliśmy około 45 lei za 2 osoby.
Po posiłku ruszyliśmy do miejscowości Murighiol, gdzie chcieliśmy nocować. Na początku odwiedziliśmy kilka pól namiotowych i sprawdziliśmy ich ceny. Ostatecznie wybraliśmy kamping u Alexa. Łącznie spędziliśmy tutaj 3 bardzo potrzebne nam dni. Podczas tego okresu poza rejsem na ptaki i kilkoma spacerami generalnie odpoczywaliśmy. Jednak wracając do rzeczy. W trzeci dzień pobytu postanowiliśmy popłynąć w rejs po Delcie. Pierwotnie myśleliśmy, że załatwienie przewodnika będzie problemowe. Jednak jak się okazało w porcie czeka ich normalnie około 30. Akurat tego dnia było tylko kilku i każdy oferował wysokie ceny. Po prostu liczy się łódź, a czy popłyną 2 osoby czy 6 to nie ma znaczenia. Jest to zrozumiałe, paliwo kosztuje. Większość przewodników jak tylko zobaczy turystę to od razu wyciąga mapę i prezentuje ofertę. Generalnie wszyscy pływają podobnie. W kwestii ceny to trzeba liczyć od 250-350 lei za łódź. Jak mamy szczęście to popłyniemy i za 50 lei (grupowo).
Poczekaliśmy chwilę i akurat podjechało małżeństwo z Niemiec i ostatecznie popłynęliśmy razem. Cena za 3 godzinny rejs wyniosła 150 lei za parę. Rejs wiódł licznymi węższymi i szerszymi kanałami oraz przez kilka jezior w tym Uzlina i Isac. Pierwsze przed mój obiektyw trafiły czaple, następnie kormorany, mewy (bardzo) śmieszki i w końcu pelikany.
Przyznam się, że liczyłem na dużo większą populację ptaków, jednak nie mam co ostatecznie narzekać. Z kilku fotografii jestem zadowolony. Rejs szybko minął i wróciliśmy na kamping, gdzie spędziliśmy resztę dnia, aż do zachodu słońca. Ten postanowiliśmy „ustrzelić” na obrzeżach miejscowości, tak aby ująć na zdjęciach góry.
Następnego dnia spakowaliśmy się i pojechaliśmy do Mahmudii. W tym miejscu zostawiliśmy samochód i przesiedliśmy się na motorówkę, która przetransportowała nas do Sfantu Gheorghe. Jest to chyba najdalej wysunięta miejscowość w Rumunii. Znajduje się u ujścia Dunaju, a właściwie jednej z jego 3 odnóg (Sfantu Gheorghe) do Morza Czarnego. My dostaliśmy się tutaj w godzinę, dzięki szybkiej łodzi (50 km/h), zaś następnego dnia wracaliśmy wycieczkowcem, który ten dystans pokonał w czasie blisko 4 godzin. Sfantu Gheorghe to dziwne miejsce, w którym czas ewidentnie zatrzymał się dawno temu. Brak utwardzonych dróg, krowy i byki spacerujące po centrum miejscowości i wchodzące na kamping jak tylko ktoś nie zamknął wrót. A propos kampingu. Funkcjonuje tutaj kompleks Green Village i przynależy do niego również kamping Green Dolphin i tutaj postanowiliśmy się zatrzymać. Muszę przyznać inny świat. Ogromny kompleks z basenem, kinem plenerowym, dyskoteką itp. Itd. Co ciekawe noclegi były dość tanie, zwłaszcza w porównaniu z panującymi warunkami. Jedynie jedzenie było drogie i w związku z tym najlepiej mieć coś swojego lub wyjść poza teren obiektu. Tak też zrobiliśmy. Najpierw poszliśmy na plażę, gdzie oprócz nas nie było nikogo. Zupełnie.
….aj przepraszam moja wpadka. Były. 2 stada krów, które beztrosko wygrzewały się na plaży i zażywały kąpieli w Morzu Czarnym. Po nadmorskim spacerze głód wygrał i udaliśmy się do portu, gdzie zjedliśmy całkiem przyzwoity obiad (tym razem bez mamałygi). Pozostał jeszcze tylko zachód i następnie wschód słońca, który fotografowałem z poziomu portu. Po czym o 6:15 szybki wymarsz, żeby zdążyć na statek i rejs powrotny do Mahmudii.
Po powrocie szybko zapakowaliśmy się do samochodu i ruszyliśmy w kierunku Konstanty. Niestety, ale ta przywitała nas załamaniem pogody (jedyne podczas prawie 3 tygodni pobytu).Ostatecznie zdecydowaliśmy nie czekać na poprawę pogody i ruszyliśmy do Bukaresztu.
Jednak o tym będzie w następnej części.
Informacje praktyczne:
Cena promu w Braile: ok. 20 lei (samochód i 2 os.)
Cena noclegu w kampingu u Alexa: 30 lei za dzień (namiot, 2 os, prąd, łazienka, lodówka)
Rejs po delcie: 250-350 za łódź. Na osobę od 50 lei.
Domek 2 os. W Green Dolphin: 13 euro
Rejs szybką łodzią: 55 lei za os.
Rejs wycieczkowcem 35 lei za os.
Pozdrawiam
Kuba