Sokolica, Kępa, Gówniak, czyli wypad w Beskid Żywiecki
Sokolica, Kępa, Gówniak, czyli wypad w Beskid Żywiecki
Od dłuższego czasu nie byliśmy w górach. Właściwie to można powiedzieć od zimy, kiedy to celem naszego wypadu był Czupel w Beskidzie Małym. Tym razem plan był ambitny, a mianowicie królowa Beskidów- Babia Góra vel Diablak.
Wyjazd zaplanowaliśmy na 12 czerwca. Data nie jest przypadkowa, bo w następnym tygodniu planowaliśmy jechać na 3 dniowe wędrowanie po Karkonoszach. W związku z tym nasz wypad chcieliśmy potraktować jako porządny trening i rozchodzenie się po dłuższej przerwie.
Wyjechaliśmy z Tychów około 0:15, jeszcze stacja benzynowa i ruszyliśmy do Zawoi na Przełęcz Krowiarki, skąd wystartowaliśmy. Na miejscu byliśmy po około dwóch godzinach. Po zgaszeniu silnika i świateł okazało się, że jest całkowicie ciemno- las i zachmurzone niebo zrobiły swoje. Dodatkowo zmęczenie po intensywnym dniu i postanowiliśmy się jeszcze chwilę zdrzemnąć. Chwilę, czyli jakieś 30 min.
No dobra, już bliżej jak dalej do 3:00, więc najwyższy czas ruszać.
Postanowiliśmy spokojnie podążać w kierunku szczytu. Pierwszy kilometr był solidną rozgrzewką, bo właściwie od początku szliśmy ostro pod górę. Kiedy minęliśmy 2 km dotarliśmy na pierwszy tego dnia szczyt, a mianowicie Sokolicę (1367 m.n.p.m).
Kilkuminutowy postój wykorzystałem do fotografowania okolicy, jednak czas szybko płynie i trzeba ruszać. Kolejny postój na drugim szczycie, którym jest Kępa (1521 m.n.p.m.). Zmęczenie zaczyna dawać nam we znaki. Trochę dłuższy postój i uzupełnienie energii.
W zasadzie od dłuższego czasu idziemy już praktycznie w kosodrzewinie, a pierwszy etap, poziom lasu już dawno się skończył. Dzięki temu mieliśmy wspaniałe widoki i wypad mogłem potraktować jako świetny plener fotograficzny. Pierwszy raz udało mi się ustrzelić inwersję, która przez kilkadziesiąt minut utrzymywała się jak sądzę nad okolicami Orawy.
Wracając jednak na szlak. Była Sokolica i Kępa. Teraz kolejny szczyt, o bardzo ciekawej (lub nie) nazwie- Gówniak. Muszę przyznać, że już kilka razy byłem przekonany, że Babia Góra jest „za zakrętem”, a okazywało się, że do niej jeszcze daleko. Tym razem było tak samo, jak doszliśmy do Gówniaka(1617 m n.p.m.) postanowiliśmy zakończyć nasz wypad. Czasu było już mało(popołudniu szliśmy do pracy) i energii też powoli brakowało. W związku z tym ostatnia okazja na kilka fotografii ze szczytu i wracamy.
Powrót szedł nam wyjątkowo sprawnie i po kilkudziesięciu minutach byliśmy już w samochodzie. Zmęczeni, z pewnym niedosytem, ale szczęśliwi wracamy do domu.
Jakaś nauczka na przyszłość?
-więcej chodzić,
-więcej się wysypiać przed wyjściem w góry
…i coś jeszcze?
Chyba tylko cytując klasyka „jeszcze tu wrócimy”. 🙂
Pozdrawiam
Kuba