Zakopane, Zakopane, słońce, góry i …

Zakopane, Zakopane, słońce, góry i …

Góry- każdy z nas ma z nimi inne skojarzenia. Przyroda, majestat, ogrom, bezmiar, piękno i miś na Gubałówce. Chyba coś zaburzyłem, żeby nie powiedzieć zburzyłem. No cóż całe życie wiedziałem, że góry są piękne i mają swój urok, ale ilekroć je odwiedzałem w ramach szkolnych wycieczek schemat był ten sam. Pensjonat, Krupówki, kolejka na Gubałówkę, Gubałówka , kolejka z Gubałówki i do pensjonatu. Czasem jakieś muzeum. A gdzie góry? Były przecież tak blisko…

Kiedy w marcu Ania z pasją opowiadała mi o górach i wycieczkach szkolnych w Beskidy czy późniejsze prywatne wyjazdy w Tatry zrozumiałem, że czas im się przyjrzeć z bliska. Najpierw w kwietniu poszliśmy na jednodniową wycieczkę na Hrobaczą Łąkę w Beskidzie Małym, następnie w czerwcu na dwudniowy wyjazd na Pilsko w Beskidzie Żywieckim. Coś mnie zaczęło ruszać. Jednocześnie widziałem, że Ania tęskni już za Tatrami. Wspólnie udało nam się wygospodarować wolną sobotę i niedzielę, a więc czas podjąć temat. Jednocześnie zaproponowaliśmy wyjazd w okolice Zakopanego. Zrodziły się dwie trasy. Jedna w Tatrach Zachodnich, a druga w Wysokich. No cóż, ja za punkt honoru postawiłem sobie zobaczyć górskie stawy, a że jest ich „kilka” w wyższym paśmie gór, to decyzja zapadła.

Piątek kończę pracę o 18:15 kilka minut później jestem już u Ani i pakujemy się do samochodu. Z Tychów wyjechaliśmy punktualnie o 19:00. Droga do Palenicy, zleciała nam przyjemnie z utworem zespołu Koniec Świata „Jeszcze wyżej” lecącym z głośników. Na parkingu w Palenicy Białczańskiej zameldowaliśmy się około 22:40. Szybko dopakowaliśmy ostatnie zakupy i w drogę. Liczyliśmy, że dojedziemy trochę wcześniej i pójdziemy od razu do Doliny Pięciu Stawów Polskich. Jednak zbliżająca się północ i zmęczenie po całym dniu przeważyło szalę na rzecz Schroniska w Dolinie Roztoki. Przy Wodogrzmotach Mickiewicza odbiliśmy jakieś 15 minut i oczom naszym ukazało się ONO. Cudo. Małe, klimatyczne i bardzo ładne schronisko z dala od zgiełku. Przespaliśmy się kilka godzin i około 7 ruszyliśmy „ceprostradą”, czyt. asfaltem do Morskiego Oka. Ruch był już dość spory, zarówno pieszy jak i konny. No cóż taki urok. Po około 2 godzinach doszliśmy do Morskiego Oka, gdzie zrobiliśmy sobie godzinną przerwę na kawę i delektowanie się widokiem na Mięguszowicki Szczyt Czarny, Pośredni, Wielki i Mnicha. Po tym czasie ruszyliśmy żółtym szlakiem na Szpiglasową Przełęcz. Po drodze co jakiś czas pokazywały się i znikały: Czarny Staw pod Rysami, Morskie Oko czy kolejne szczyty okalające dolinę. Po drodze zrobiliśmy sobie kilka przerw fotograficznych, aby dotrzeć do celu około 15:30. Podczas przerwy Ania pogratulowała mi złamania pierwszej dwójki.

– Co takiego?

– No 2000 m n.p.m., a dokładniej 2110 m n.p.m.

– Już?! Jakoś nic mi nie jest.

Już tłumaczę, co miałem na myśli. Wszystkie dotychczasowe wycieczki na Gubałówkę (1126 m n.p.m.) kończyły się bólem głowy i zatkanymi uszami. A tutaj prawie 900 metrów w górę i nic. Cuda jakieś. 🙂

Krótka przerwa i „jeszcze wyżej, wyżej, w górę” cytując wokalistę Końca Świata. Czas na Szpiglasowy Wierch. Po około 20 minutach wchodzimy na szczyt i pierwsze zdziwienie, chyba coś nie gra. Ludzie są na innym szczycie niż my. Coś pomyliliśmy? Nie, przecież tędy prowadzi szlak. Po chwili okazało się, że droga na szczyt wiedzie przez drugi mniejszy.

17:08 Szpiglasowy Wierch zdobyty- 2172 m n.p.m

Zdaję sobie sprawę, że dla wielu z Was to nic, ale dla osoby, która w tym raczkuje to po prostu Everest.

Kilka minut na szczycie i obieramy kierunek Schronisko w Dolinie Pięciu Stawów Polskich. No to w drogę.

Na początek zejście ze „Szpiglasa”, spoko dało radę, potem odcinek prostki i w dół po łańcuchach. Odcinek „zbrojony” nie był jednak długi, bo około 30 metrów. Potem już tylko długo serpentynami w dół. Po drodze zastąpiły nam drogę kozice. Najpierw 3 później za jakieś 100 metrów kolejne 4. Dla mnie, bomba. Do tej pory nie miałem ich w swoim portfolio. Z drugiej strony trudno o to jak nigdy nie chodziłem po górach, ale to nie jest teraz przecież istotne. Tuż przed 19:00 dotarliśmy do Schroniska, a tam… jakby to nazwać? Ciasno? Nie. Pełno? Też nie. To było coś więcej, coś gorszego niż w supermarkecie przed świętami. W każdym razie byliśmy zmęczeni i głodni, więc jak już znaleźliśmy kawałek stołu, przy którym można było zjeść to od razu zajęliśmy miejscówki i do bufetu. Noc była ciężka, ludzi przesyt, temperatura wysoka, ale byle do rana.

Budzik na 4:20 i misja wschód słońca. Po porannej sesji powrót na małą drzemkę i śniadanie. Ze schroniska wyszliśmy około 9:00. Tym razem wybraliśmy szlak zielony przez Siklawę. Najwyższy w Polsce wodospad, przez który przelewa się potok Roztoka. Wzdłuż niego szliśmy następnych kilka godzin. Widoki super co jakiś czas mniejsze lub większe kaskady, później kładki i w końcu asfalt. No cóż wszystko co dobre szybko się kończy. Mały postój przy Wodogrzmotach Mickiewicza i ruszamy asfaltem w stronę parkingu w Palenicy Białczańskiej. Przebieramy się w „cywilne” ciuchy i jedziemy do karczmy coś zjeść, grunt żeby było syte.

Około 16:30 żegnamy się z Tatrami i ruszamy w drogę do domu.

Za nami 2 noce i 2 dni pełne wędrowania (ponad 27 km), pięknych widoków, obcowania z przyrodą i co mogę więcej dodać. Jedno jest pewne. Było warto.

P.S. Od teraz Tatry nie będę kojarzył tylko z Gubałówką, misiem na górze i Krupówkami. Szkoda życia, weźcie plecaki i idzie w GÓRY, a nie wjeżdżajcie na nie.

Pozdrawiam

Kuba

Możliwość komentowania została wyłączona.

rfwbs-sliderfwbs-sliderfwbs-sliderfwbs-slide